Bankiet (franc. banquet)
Bankiet – to uroczysty i raczej wystawny posiłek (w porze obiadowej lub, częściej, wieczornej), w którym przeważnie bierze udział większa liczba biesiadników. Bankiety urządzało się i nadal urządza w celu uświetnienia jakiegoś ważnego wydarzenia politycznego (np. odwiedziny głowy innego państwa), kulturalnego (np. kongresy, zjazdy, festiwale, jubileusz wybitnego twórcy) i rodzinnego (np. ślub). Zanim przyjęło się u nas słowo „bankiet”, wystawne i uroczyste posiłki nazywano ucztami lub – rzadziej — biesiadami.
W Polsce, od zarania naszej historii, obserwujemy nie słabnące w ciągu wieków zamiłowanie do bankietów. I tak w 1000 r. odbył się w Gnieźnie bankiet wydany przez Chrobrego na cześć cesarza Ottona III. Bankiet ten był komentowanym w całej ówczesnej Europie wydarzeniem politycznym i towarzyskim. Trwał 3 dni, ,a gdy się wreszcie skończył, Chrobry obdarował cesarza i jego drużynę zebraną ze stołów srebrną i złotą zastawą, kobiercami, obrusami itp. O bankiecie tym pisze w swych kronikach Gall, wspomina o nim — też z podziwem – zasadniczo Polakom nieżyczliwy biskup Thietmar (975—1018). Takim to iście królewskim gestem zaczęła się w naszej ojczyźnie historia bankietu. Minęły, gęsto bankietami „kraszone”, wieki. W 1660 r. ukazała się w Krakowie ogromnie przez współczesnych ceniona książka, napisana przez Stanisława Kazimierza Herciusa („filozofjej i medycyny doktora”), pt. „Bankiet narodowi ludzkiemu od Monarchy Niebieskiego zaraz przy stworzeniu świata z różnych ziół, zbóż, owoców, bydląt, zwierzyn, ptastwa, ryb etc. zgotowany”. Jest bardzo szczegółowy „przewodnik bankietowy”, istna kopalnia wiadomości o kuchni staropolskiej i staropolskim savoir vivre.
Różnie bywało z tymi staropolskimi bankietami, które przerodziły się za Sasów w chuligańskie orgie obżarstwa i pijaństwa, budząc przerażenie u trzeźwo patrzących na moralną, gospodarczą i polityczną sytuację z wolna chylącej się ku upadkowi Rzeczypospolitej.
Wyidealizowany, lecz pełen żywych barw obraz ostatniego staropolskiego bankietu wyczarował w „Panu Tadeuszu” Adam Mickiewicz. Potem, gdy zapanowały tragiczne mroki nocy rozbiorowej i niewoli, wspominano również i owe „dobre czasy” uczt oraz bankietów, wybielając je i upiększając często ponad miarę.
I dziś nie brak okazji do bankietów, jako że staropolska gościnność przetrwała wszelkie burze dziejowe i trwa nadal w narodzie. Przetrwało też i zamiłowanie do wznoszenia toastów, choć, dzięki Bogu, niewypicie duszkiem kieliszka nie grozi już dziś pojedynkiem.
O bankietach mówi wiele staropolskich przysłów rzeczy dobre i złe. Oto dwa, zasługujące na przypomnienie: „Kiedy będziesz na bankiecie, język wiele niech nie plecie” oraz „O taki bankiet nie dbam, gdzie spółsiedzących nie znam”.