Herbata
Herbata, którą kupujemy w paczuszkach lub w puszkach, to wysuszone, niekiedy poddane dość skomplikowanym zabiegom, nierozwinięte pączki i młode listki krzewu (drzewa) herbacianego. Uroda naparu herbaty to nie tylko szlachetny smak i subtelny aromat. Niepozorne listki zawierają również teinę (przeciętnie od 2 do 3,5%, niekiedy więcej), której działanie (i skład) jest takie samo jak kofeiny.
Dwa podstawowe uprawiane gatunki herbaty, to herbata chińska i herbata asamska (patrz Asam). Pierwsza jest krzewem, druga zaś drzewem. W ciągu wielu stuleci (najstarsze chińskie wzmianki o uprawie herbaty liczą sobie około 4000 lat) na skutek niezliczonych skrzyżowań gatunków podstawowych powstała tak wielka liczba mieszańców, że nawet botanicy – ,,herbatolodzy” nie bardzo sobie radzą z ich dokładną klasyfikacją.
Natomiast jeśli idzie o herbatę przeznaczoną do zaparzania, to najogólniej rzecz ujmując, rozróżniamy: popularną w Europie „herbatę czarną”, zwaną też „herbatą angielską” (fermentowaną, zwijaną i suszoną), „herbatę zieloną”, używaną głównie w Chinach i Japonii (nie fermentowaną) oraz „herbatę ulung” (częściowo fermentowaną), znaną i u nas, choć nie z najlepszej strony.
Herbata, którą kupujemy, jest zawsze mieszanką kilku co najmniej gatunków, których zestaw decyduje zarówno o aromacie, jak i pełnym smaku naparu. Słynne mieszanki wielkich firm herbacianych są ich zazdrośnie strzeżoną tajemnicą. Niekiedy do mieszanek herbacianych dodaje się kwiaty jaśminu, róży lub olejek pomarańczowy (np. znana Spiced Orange Tea firmy Twining).
O odkryciu herbaty opowiadają prastare chińskie i japońskie legendy rzeczy naprawdę niezwykłe. Według jednej z nich, pewien młody mnich buddyjski pragnąc ukarać się za to, iż w czasie medytacji się zdrzemnął, odciął sobie powieki i rzucił je z pogardą na ziemię. I oto stał się cud: z powiek wyrosły dwa krzewy, których wiecznie zielone liście mają niezwykłą moc odpędzania snu, bez uciekania się do tak radykalnych środków, jakie zastosował ów nadgorliwy buddysta.
Chiński zwyczaj picia herbaty (i jej uprawy) przyjął się powoli w okolicznych krajach, docierając za pośrednictwem mnichów buddyjskich i do Japonii, gdzie zaliczony został do… sztuk pięknych. Kult herbaty wycisnął swe piętno na wszystkich przejawach życia w Japonii: na kuchni, na modzie, porcelanie, malarstwie, sztuce układania kwiatów, na literaturze i na filozofii. Prastary, bo pochodzący z XV w. japoński ceremoniał picia herbaty jest rodzajem kameralnego obrzędu (uczestniczyć w nim może nie więcej niż pięć osób), którego celem jest rozjaśnienie i uspokojenie umysłu poprzez oderwanie go od spraw przyziemnych.
Zapewne pierwszym Europejczykiem, który pił w Chinach chińską herbatę, był Marco Polo. W jego barwnych, pisanych w weneckim więzieniu raportach (1298) znajdujemy wzmiankę o tym, że w Chinach cesarz usunął ministra finansów za podwyższenie podatku od herbaty.
Herbata podbiła Europę dopiero w XVII w. Pierwszy załadowany herbatą okręt wpłynął w roku 1610 do jednego z holenderskich portów. W osiem lat później dotarła do Rosji karawana wioząca herbatę z Chin. Francja poznała herbatę w roku 1648, a Anglia w 1650 r. W czasie gdy we Francji i Anglii herbata była najmodniejszym napojem, Polacy odnosili się do niej nieufnie, traktując ją jako lekarstwo. Profesor Akademii Zamojskiej, dr Tomasz Ormiński pisał w roku 1703 m. in.: „Liście Thee co sprawują? (…) sen odejmują bez szkody; wiele pomaga ona żołądkowi, używałem i ja tego ziela po trosze, ale mej kompleksji przyzwoitsza kawa.” Natomiast ksiądz Krzysztof Kluk gromił herbatę w wydawanym w latach 1777-1788 „Dykcjonarzu”, pisząc m. in.: „Gdyby Chiny wszystkie! swoje trucizny przesłały, nie mogłyby nam tyle zaszkodzić, ile swoją herbatą”. Przestrogi księdza Kluka nie zaszkodziły jednak herbacie, skoro już za czasów młodości Adama Mickiewicza uchodziła w Wilnie za napój prawdziwie wykwintny, a przyszły wieszcz trafnie określał ją w jednym ze swych młodzieńczych wierszy jego „z chińskich ziół ciągnione treści”.
Aby otrzymać aromatyczną i mocną herbatę, należy postarać się o jej dobry, odpowiadający naszym upodobaniom gatunek. Czubata łyżeczka listków to klasyczna porcja na jedną filiżankę. Herbatę wsypujemy do dobrze wygrzanego czajniczka porcelanowego lub kamionkowego i zalewamy wrzątkiem (w momencie, gdy woda w imbryku zacznie się gotować, bowiem długo gotująca się woda jest ,,martwa”). Po pięciu minutach naciągania herbata jest w sam raz. Dłużej zaparzana traci aromat i subtelny smak, staje się natomiast gorzka. Tzw. esencję rozcieńczamy, według uznania, wrzącą wodą.
Japończycy piją herbatę nie słodząc jej i nie dodając ani mleka, ani cytryny, ani też rumu, twierdząc, iż dodatki te zabijają smak i aromat herbaty. Herbata podana w (uprzednia ogrzanych wrzątkiem) filiżankach porcelanowych smakuje lepiej niż pita ze szklanek, ponieważ porcelana dłużej niż szkło utrzymuje temperaturę napoju.
Popularny w Anglit zwyczaj picia popołudniowej herbaty -,,five o clock tea” (herbata o piątej po południu) — zasługuje i u nas na szerokie spopularyzowanie. O tej porze zdołaliśmy już odpocząć po pracy i obiedzie. Zanim więc zabierzemy się do domowych zajęć, zaparzmy mocną i wonną herbatę. Wypijmy ją bez pośpiechu, w gronie najbliższych, w pogodnej i intymnej rodzinnej atmosferze.